Życiorys. Strona 3.                    
                           
     
                           
     
1939 - 1942
   
     

Zanim jednak nastąpił ten najgorszy chyba okres naszej współczesnej historii, nasza cała rodzinka składająca się z rodziców, mojej siostry ( urodziła się rok po mnie ) i mnie, spędzała wakacje u rodziny ojca w Pabianicach ( koło Łodzi ). Tam dosięgły nas pierwsze naloty bombowe, które były już 1 września 1939 roku. O powrocie do domu do Poznania nie było mowy. Front zbliżał się bardzo szybko. Ludność cywilna uciekała wszelkimi możliwymi środkami komunikacji ciągle je zmieniając. I my zaczęliśmy podążać w kierunku wschodnim.
   
Zapamiętałem koszmarną jazdę furmanką. Front coraz się zbliżał. Słychać było nadlatujące samoloty, wybuchy zrzucanych bomb, strzały armatnie i straszne błyski. Noc potęgowała strach zwłaszcza, że niczym nie byliśmy osłonięci. Po dwóch, trzech dniach front się jakoś od nas oddalił i rodzice stwierdzili, że dalsze uciekanie nie ma sensu, a byliśmy już pod Mszczonowem niedaleko Warszawy. Trzeba spróbować wrócić do domu, do Poznania.
                 
Tak też się stało. Wróciliśmy do Poznania, gdzie się okazało, że front zasadniczy ominął to miasto.
Niebawem Niemcy zaczęli wyłapywać wszystkich mężczyzn, którzy według nich mogliby im zagrażać.
Ojciec był pewny, że przyjdą po niego. Pozostało tylko natychmiast uciekać. Tak też zrobił. Miał plan dołączenia do innych, którzy chcieli w Rumunii i dalej na południu Europy stworzyć jakieś ugrupowania militarne w celu przyjścia z odsieczą.
                 
Niedługo po ucieczce ojca do naszego mieszkania przyszli żołnierze niemieccy i wszystkim kazali się natychmiast spakować. Zabrać można było tylko ręczne bagarze i wywieźli nas do >>> obozu przesiedleńczego "Lager Glowna" (Niemiecki obóz przesiedleńczy w Głównej pod Poznaniem dla ludności polskiej) zorganizowanego prowizorycznie. Znaleźliśmy się w olbrzymiej stodole, w której do spania była tylko słoma. Panował tam straszny rozgardiasz, ścisk, płacze i przekleństwa. Po kilkunastu dniach tak spędzonych wywieziono nas do Koniecpola pod Częstochową i tam całe tłumy jakich jak my nieszczęśników pozostawiono na rynku skąd miejscowi mieszkańcy mieli wszystkich zakwaterować w swoich domach.
                 
Tak oto z pięknego mieszkania w Poznaniu, tylko z ręcznym bagażem trafiliśmy do niewielkiego, parterowego domu przy rynku w Koniecpolu, na łasce, a raczej litości jakiejś biednej tamtejszej rodziny.
Pamiętam, że nie było co jeść, pamiętam wieczny strach przed Niemcami, którzy zachowywali się niesamowicie brutalnie w miasteczku. Pamiętam, że Mama usiłowała jakoś nas wszystkich utrzymać pracując dorywczo w miejscowej aptece, a do wyżywienia było czworo! - Babcia, Dziadek, Mama i nas dwójka. Zadbała także o to abym zaczął się uczyć, bo miałem już 6 lat - najpierw w domu a później w miejscowej szkole.

                 
Tak minęło dwa i pół roku !
                 
     
   
                 
Mama wiedziona jakaś nadprzyrodzoną intuicją wierzyła, że nasz Tato żyje i może jednak jest gdzieś na terenie kraju i nie ustawała w potajemnych jego poszukiwaniach. Pewnego dnia ( była to połowa 1942 roku ) jakimś cudem dowiedziała się, że Tato jest w małej mieścinie pod Rzeszowem i tam możemy do niego się przeprowadzić ! To było zbawienie ! Ale to było w czasie okupacji i na terenie Generalnej Guberni strasznie trudne do wykonania. Jednak dzięki niezwykłemu uporowi Mamy i jej wspaniałej znajomości języka niemieckiego jakoś się udało. Trzeba pamiętać, że na terenie tej sztucznie utworzonej przez Hitlera jednostki administracyjno-terytorialnej (jako kolonii niemieckiej) językiem urzędowym był niemiecki.
Po pełnej napięcia i przygód podróży dotarliśmy do Błażowej pod Rzeszowem, gdzie czekał na nas kochany Tato !
Okazało się, że uciekając przed Niemcami dotarł, tak jak chciał aż na granicę rumuńską, ale tam chciano go zamknąć w obozie dla uciekinierów, co mogło się także źle skończyć, więc postanowił wrócić do kraju. Wszystko to mu się jakoś udało i w ten sposób znalazł się w Błażowej.

Takim oto sposobem cała rodzina znowu,po wielu przeżyciach i mimo tak strasznej zawieruchy wojennej była w komplecie !
cd >>>
Home Dzień dzisiejszy(fotografie)  Książka Gości Poczta Strona poprzednia Strona następna