Życiorys. Strona 97. część 4
   
   
Czas powrotu
 
Ford był już formalnie mój. Mimo rocznego użytkowania wszystko było jak nowe.
Cieszyłem się z nabytku tym bardziej, że rzeczywiście wychodziło znacznie taniej niż w Polsce. Polskie spojrzenie na sprawę zakłócało mi jednak nieco dobry nastrój. Przyzwyczajony byłem do tego, że kupując używany pojazd u nas w kraju można było mieć właściwie pewność, że jakaś wada pojazdu lub uszkodzenie będzie zatajone i wcześniej czy później da o sobie znać. Najwięcej obawy miałem o stan silnika. Przyzwyczaiłem się do sytuacji, że wszyscy kombinowali z częściami zamiennymi na różne sposoby często zapominając o skutkach takich postępowań. Byli także tacy, którzy aby zmniejszyć na przykład hałaśliwość zużytej do granic możliwości skrzyni biegów lub mechanizmu różnicowego, wsypywali trociny do oleju, aby tylko, choć na krótko się wydawało się, że wszystko jest w porządku. Toteż przezorny kupiec rozbierał na czynniki pierwsze wszystkie mechanizmy kupionego samochodu, aby być pewny, że będzie mógł nim dłużej jeździć. Toteż właśnie troska o ten najważniejszy element samochodu zakłócała mi radość z jego nabycia. Przed wyruszeniem zmierzyłem dokładnie stan oleju po to żeby po przejechaniu pierwszych 500 kilometrów sprawdzić ile go ubyło.
 
 

 

Mój znajomy, organizator tego przedsięwzięcia, znał dobrze wszystkie przejścia graniczne na trasie naszej jazdy i wiedział, że celnicy nawet na symbolicznych punktach granicznych potrafili się do czegoś przyczepić, zwłaszcza jak widzieli tak typowo handlowe przedsięwzięcie. Jechaliśmy więc posłusznie gęsiego za jego samochodem i jak byliśmy już niedaleko granicy z Belgią cały nasz śmieszny peletonik zjechał karnie z tego betonowego toru, jakby bobslejowego, w jakaś wąską, lokalna drogę i wijąc się i klucząc między opłotkami, wyjechaliśmy z powrotem na tą samą trasę, ale już poza budkami pograniczników w Belgii.
Nie było zresztą żadnej wątpliwości, że to już nie Francja, bo małe kolorowe domki były wszędzie, jakby specjalnie równomiernie porozrzucane na pofałdowanym terenie. To była taka falista jedna łąka, na której rzadziej lub gęściej rosły kolorowe kwiaty.
Taki zabawkowy, kolorowy kraj, cieszący oczy.

Stoję w środku na tle Forda Transita
 
Przejście graniczne z Niemcami? przejechaliśmy wolno, ale nie zatrzymywani i znowu inne krajobrazy, inne samochody i znacznie agresywniejszy ruch na autostradzie.
Na pierwszym postoju w Niemczech sprawdzam ze strachem stan oleju w silniku? i oddycham z ulgą! Nic się nie zmienił!

 
Byłem zadowolony. Silnik pracował twardo, ale teraz jego pomruki wydawały się jeszcze przyjaźniejsze i dźwięczniejsze niż poprzednio. Jego praca przypominała mi radosne pochrapywania pięknych koni zaprzęgowych, które były dumne, że były zaprzężone do wspaniałej kolasy? Siedziałem za kierownicą jak woźnica, który nie musi używać bata, bo konie same miały przyjemność gnać do przodu?
 
Taka zbieranina różnorakich pojazdów zmierzała do Olsztyna
 
 
Jeszcze jedno uczucie dodawało smaku podróżowaniu tym samochodem. Siedziało się znacznie wyżej niż w samochodzie osobowym, widoczność była nieporównanie lepsza. Już jadący przede mną samochód nie zasłaniał widoku, nie trzeba było się wychylać na lewą część jezdni, aby ocenić sytuację. To odczucie jakby wyższości nad pozostałymi uczestnikami ruchu dawało dodatkowe zadowolenie. Oczywiście były jeszcze autobusy i tak zwane tiry, ale teraz dopiero zrozumiałem, jaką mają przewagę.
 
 
 
Chciałem być jak najszybciej domu. Tak samo myśleli pozostali uczestnicy tej handlowej wyprawy toteż przerwy w jeździe były rzadkie i krótkie. W samochodzie wszystko mi się podobało, ale coraz częściej myślałem o tym, że niebawem zatrzymam się przed drzwiami mojego garażu i będę próbował do niego wjechać. A jak się okaże, że jest za samochód jest za wysoki?
Wjechaliśmy do Polski i każdy postanowił już jechać własnym tempem. Zapadła noc, ale czułem się dobrze mimo przejechania prawie tysiąca kilometrów i postanowiłem jechać ile się da. Jadąc przeszło 120 kilometrów na godzinę pozostawiłem resztę towarzystwa w tyle. Gnała mnie chęć jak najszybszego pochwalenia się przed Elą, jaki to dobry samochód udało mi się kupić. Zaczęło się już rozwidniać, kiedy dopadł mnie taki kryzys, że padłem na kierownicę jak nieżywy. W takiej pozycji na jakimś przydrożnym parkingu około 200 kilometrów przed Olsztynem obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Przez moment nie wiedziałem gdzie jestem, ale widok przyjaznej kabiny mego Forda doprowadził do równowagi.
 
=====================
   
Gdy stanąłem przed domem, a drzwi otworzyła Ela i powiedziała, że bardzo zgrabnie wygląda ten dostawczy samochód i zaraz powolutku zjeżdżałem po spadzistym wjeździe go garażu, a pomiędzy dach Forda a górną część framugi drzwi garażu można było włożyć spokojnie palec, nie posiadałem się ze szczęścia!
   
         
 

Jaśnie pan urzędnik...
 

Aby zamknąć sprawę wyjazdu do Paryża musiałem jeszcze przestawić w banku rozliczenie zakupionych dewiz. Nie było to trudne. Miałem fakturę i kilka kwitów za olej napędowy, jakieś paragony z przydrożnych barów ... Zrobiłem stosowne sprawozdanie, do czego się przed wyjazdem zobowiązałem i poszedłem do banku.

Urzędniczka spojrzała na plik papierków i z oburzeniem powiedziała:
Co mi tu pan przedkłada? Te wszystkie wydatki mnie nie interesują! Proszę napisać ponownie sprawozdanie i dołączyć tylko fakturę za samochód!
A co z resztą?- Spytałem.
To już pana sprawa, odrzekła zniecierpliwiona. Przydzieliliśmy panu dewizy tylko na zakup samochodu i resztę trzeba zwróci do banku

Ale ja przecież nie dostałem tych dewiz za darmo tylko musiałem je kupić po kursie, jaki mi wyznaczyliśmy! Jak ten samochód miał się tu znaleźć?Z Paryża do Olsztyna jest 1600 kilometrów!
Proszę ze mną nie dyskutować! Oświadczyła stanowczo. -Takie są przepisy!


Nie było rady. Musiałem pójść do kantoru, zakupić stosowną ilość wydanych już dolarów, oczywiście po złodziejskim kursie i zanieść je do kasy banku. Tam wypłacono mi odpowiednią ilość złotych według najniższego, zupełnie nierealnego kursu, tylko dla takich frajerów jak ja!

 
   
 
 
CD >>>
 
             
Dzień dzisiejszy(fotografie) Książka gości